| Źródło: fot: pixabay
Bigos za 2 złote, pomidorowa za 20 groszy
Nie polecamy wam grzebania w śmietnikach. Ale jeśli już zaczęlibyście grzebać, to co znajdziecie? Przede wszystkim żywność. Spleśniały chleb, gnijące warzywa i owoce, niedojedzone jogurty, resztki twarogu, ser, niedojedzone potrawy.
Ale problemy z nadmiarem żywności mają nie tylko zwykli ludzie. To samo dotyczy sklepów. Wystarczy wejść do pierwszego lepszego większego marketu. W prawie każdym są wydzielone półki i kosze na produkty, którym kończy się okres ważności. Są przecenione, ale jeśli mimo to nikt ich nie kupi, trafią do utylizacji.
Senatorowie wydali wojnę marnotrawstwu żywności w sklepach, nakładając na sieci handlowe nowy podatek. Na razie to propozycja, ale z pewnością przejdzie, gdyż jej pomysłodawcy wywodzą się z PiS, posiadającego większość zarówno w Sejmie, jak i w Senacie. Pomysł jest taki, by sklepy o powierzchni 250 mkw. i większej, płaciły po 10 gr od każdego kilograma zmarnowanej żywności.
Inny pomysł ma prezes Polskiej Izby Handlu. Zamiast podatku, niech te pieniądze zostaną przeznaczone na stworzenie sieci tanich jadłodajni. Bardzo tanich. Z potrawami przyrządzanymi przy wykorzystaniu produktów, którym kończy się okres ważności. Czyli fasolka po bretońsku, czy grochówka za 50 gr. A łazanki za groszy 60. Pierogi z mięsem za 3 zł. Na przykład.
Kiedyś powszechne były bary mleczne. Kto chciał zjeść wykwintnie, ten szedł do restauracji. Kto chciał zjeść tanio, ten stołował się w barze mlecznym. Bary mleczne istniały, ponieważ dotowało je państwo. Skoro obecnie handlowcy chcą dotować tanie jadłodajnie, czemu im nie pozwolić?
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj