Nieznane są motywy, którymi kierował się pracownik firmy zajmującej się w Wałbrzychu zielenią miejską. Podczas koszenia trawnika przejechał kosiarką małego kota. Małe zwierzątko z obciętą częścią pyszczka leżało konając w męczarniach przez kilka godzin.
Zabił małego kotka kosiarką
"Ten człowiek z pewnością będzie tłumaczył, że nie zauważył kotka, ale nie chce się w to wierzyć. Przecież oni zwracają uwagę nawet na różne śmieci czy kamienie, żeby nie uszkodzić kosiarki, to nie zauważyłby zwierzęcia?" - powiedziała prezes Fundacji na Pomoc Zwierzętom - Pani Joanna Sobina.
Do całego zdarzenia doszło przy ulicy Niepodległości w Wałbrzychu. Kotka, która żyła tam na wolności ze swoimi trzema małymi kociętami, zauważyła, że zbliża się do nich człowiek koszący trawnik. Swoje potomstwo zaczęła przenosić w pyszczku do bezpieczniejszego miejsca. Dwa kotki przeniosła, jednak trzeciego niestety już nie zdążyła.
Do całego zdarzenia doszło przy ulicy Niepodległości w Wałbrzychu. Kotka, która żyła tam na wolności ze swoimi trzema małymi kociętami, zauważyła, że zbliża się do nich człowiek koszący trawnik. Swoje potomstwo zaczęła przenosić w pyszczku do bezpieczniejszego miejsca. Dwa kotki przeniosła, jednak trzeciego niestety już nie zdążyła.
"Do zdarzenia doszło około godziny 12. Kotek miał poraniony pyszczek i łapki. Musiał strasznie piszczeć, ale nikt nie udzielił temu zwierzęciu pomocy. Leżało tam aż do godziny 18. W tej sprawie złożyliśmy zawiadomienie na policję. Ze względu na obrażenia trzeba było go uśpić" - opowiadana Pani Joanna Sobina.
Prezes Fundacji "Na Pomoc Zwierzętom" jest zaskoczona faktem, że wcześniej zwierzakowi nikt nie pomógł i musiał przez 6 godzin rozpaczliwie wyć oraz piszczeć (między innymi miał obciętą część pyszczka). Świadkiem tego wydarzenia była starsza pani, ale niestety nie wiedziała co ma zrobić. Dzięki córce starszej pani, wolontariusze z fundacji zostali zawiadomieni o tym zajściu.
Prezes Fundacji "Na Pomoc Zwierzętom" jest zaskoczona faktem, że wcześniej zwierzakowi nikt nie pomógł i musiał przez 6 godzin rozpaczliwie wyć oraz piszczeć (między innymi miał obciętą część pyszczka). Świadkiem tego wydarzenia była starsza pani, ale niestety nie wiedziała co ma zrobić. Dzięki córce starszej pani, wolontariusze z fundacji zostali zawiadomieni o tym zajściu.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj